Cześć wszystkim, pytacie mnie co się dzieje, o co chodzi z postem na facebooku, a więc postawiłam napisać dla was notkę, bo ciężko odpowiadać każdemu z osobna.
Byłam w szpitalu dnia 8.02.2018 r.
Pojechałam ze skierowaniem na CITO do szpitala od lekarza rodzinnego w celu wykonania badań i ustalenia przyczyny przeszywającego bólu pleców i brzucha.
Trafiłam do szpitala o godzinie 16:30, zostałam przyjęta o 17:20.
W szpitalu przebywałam do ok. godziny 2:30 zanim dostałam kartę informacyjną.
Najpierw lekarz zbadał mnie poglądowo i stwierdził, że to nie jest wyrostek i brzuch nie nadaje się do operacji co bardzo mnie ucieszyło. Pobrano mi krew. Doktor zalecił podanie mi Pyralginy, No-SPY i PWE dożylnie.
Po tym czasie czekałam na wyniki krwi ok. 2 – 3 godzin.
Wyniki krwi wykazały stan zapalny w organizmie, następnie pobrano ode mnie próbkę moczu, wysłano mnie na korytarz i czekałam przez kolejne 2 godziny na dalsze informacje.
Dodaję, że żeby cokolwiek się dowiedzieć musiałam sama szukać lekarzy w szpitalu, aby udzielono mi informacji co dalej ze mną. Po zalezieniu kogokolwiek, kto mógłby udzielić mi informacji dostałam w odpowiedzi, że będę miała konsultację chirurgiczną i lekarz zaraz do mnie przyjdzie.
Gdy lekarz chirurg w końcu do mnie dotarł, zbadał mnie poglądowo i kazał mi czekać na informacje. Na korytarzu czekałam na wyniki moczu, przyszedł chirurg, coś zaczął do mnie mówić i sobie poszedł, z czego w szoku nic nie zrozumiałam, nawet kobieta obok nie rozumiała jego bełkotu. Wstałam i zaczęłam ponownie szukać lekarza, który mnie przyjął żeby dowiedzieć się czegoś konkretnego, ciągle czując mocny ból pleców i brzucha.
Lekarz, gdy w końcu go znalazłam kazał mi znów czekać, bo będę miała konsultację ginekologiczną. Zapytałam z jakiego powodu, ponieważ nie uskarżam się na problemy ginekologiczne, przyszłam do szpitala z podejrzeniem wyrostka bądź problemu z nerkami. Lekarz nie udzielił mi informacji, kazał mi czekać na konsultację zbywając mnie. Poszłam na konsultację ginekologiczną z sanitariuszem na oddział ginekologiczny. W wywiadzie z pielęgniarką na tym oddziale, nawet ona stwierdziła do ratownika obok, że podejrzewa u mnie kolkę nerkową, a nie problemy ginekologiczne.
Przeszłam konsultację ginekologiczną, po której lekarz zalecił w karcie informacyjnej z konsultacji, że zaleca badanie USG jamy brzusznej w kierunku kolki nerkowej.
Lekarze uparcie nie chcieli mi zrobić tego badania, nie rozumiem dlaczego. Po powrocie z oddziału na SOR ponownie kazano mi czekać, gdy w końcu udało mi się PONOWNIE znaleźć lekarza, który mnie przyjął, poinformował mnie on, że będę miała wykonane RTG pęcherza.
Znowu czekałam na korytarzu na kogoś kto po mnie przyjdzie i zaprowadzi mnie na badania. Podeszła do mnie pielęgniarka, która zapytała o moje nazwisko, stanęła w miejscu, stojąc przez ok. 5 minut i sobie poszła. Bardzo dziwne zachowanie.
Kontynuując, po pewnym czasie przyszedł po mnie chyba sanitariusz i zaprowadził mnie na salę obserwacyjną, podano mi tam kroplówkę na wrzody i refluks żołądkowy i stwierdzono, że akurat w międzyczasie podadzą mi ten lek zanim pójdę na RTG, ponieważ trzeba czekać na to badanie ok. godziny.
W skrócie, podali mi lek żebym się nie nudziła?
Po ponaglaniu poszłam na zdjęcie RTG, z którego nie wynikło zupełnie nic.
Czekając na sali obserwacyjnej, lekarze szukali wyników moich badań, ponieważ nie mogli ich znaleźć, po czym zaczęli rozmawiać między sobą tak jakbym była osobą nieświadomą i chorą psychicznie nie zwracając na mnie uwagi oraz na to, że na nich patrzę i słyszę to co mówią.
Obrócił się do mnie jeden z nich pytając się po raz tysięczny tego dnia, gdzie mnie boli.
Obracając się z powrotem do swoich kolegów po fachu, stwierdził że boli mnie wszystko, olał mnie i wyszedł. Chirurg zwrócił się do kolegi, że on ze mną porozmawia, zupełnie jakby mnie tam nie było, podszedł do mnie i mówi tak:
''Albo się pani wypisuje na własne żądanie, albo przyjmę panią na oddział chirurgiczny”
Zapytałam w jakim celu mam zostać w szpitalu i dlaczego nie wykonają mi badania USG jamy brzusznej, co mi zalecono wcześniej. Lekarz stwierdził, że badanie wykonuje się do godziny 20, a była wtedy godzina ok. 12 w nocy. Obrócił się i wyszedł nie zważając na to, że ja nadal do niego mówię i go wołam.
Nie wiedziałam czy mam wyjść ze szpitala, czy zostać. Żaden lekarz nie powiedział mi co mam dalej zrobić.
Lekarze na sali obserwacyjnej nie chcieli udzielić mi jakiejkolwiek informacji i kazali mi znowu czekać na lekarza prowadzącego. Gdy w końcu pojawił się pseudolekarz prowadzący mnie, zapytałam dlaczego nie wykonają mi badania, nie dostałam odpowiedzi zwrotnej, jedynie powiedział mi, że mogę zostać na oddziale chirurgicznym.
Mówię do niego, ze chcę wiedzieć co mi jest i dostać leki, a nie leżeć bezczynnie w szpitalu, nie jedząc i nie pijąc przez tyle godzin, czekając aż coś mi się stanie..
Jedyne co oznajmił mi to to, że mogę się wypisać na własne żądanie.
Ja w takiej sytacji grzecznie poprosiłam, aby w karcie informacyjnej przy wypisie ze szpitala, było zaznaczone, ze lekarz nie zaleca mi badania USG jamy brzusznej, bo nie ma takiej potrzeby. Odpowiedział mi, że nie będe mu dyktować co on ma pisać w karcie. Więc ponownie zapytałam, dlaczego nie wykonają mi takiego badania i jakim cudem w szpitalu wykonuje się takie badanie tylko godziny 20 ?
Wychodzi na to, że osoby po wypadkach lub kobiety w ciąży po godzinie dwudziestej nie będą miały możliwości takiego badania, BO NIE. Paranoja.
Lekarz prowadzący tak jak chirurg odwrócił się i wyszedł nie zwracając uwagi na moje wołanie. Zadzwoniłam po mojego chłopaka, żeby po mnie przyjechał, bo nie zostanę w tym burdelu ani minuty dłużej, bo jeszcze zrobią mi krzywdę.
Z ciężkim bólem wyszłam na korytarz czekając na dalsze informacje. Wróciłam do lekarza z moim chłopakiem pytając lekarza co dalej i dlaczego nie wykona mi badania USG, a jeśli nie to dlaczego nie wpisze tego w kartę, że nie chce mi wykonać takiego badania, bądź nie ma do tego wskazań. Wokół nas pojawiło się kilku ratowników medycznych i pielęgniarek zaciekawionych całą sytuacją, gdy znowu wspomniałam lekarzowi, że chirurg poinformował mnie, że badanie USG jest wykonywanie do godziny dwudziestej, jeden z młodych ratowników zaczął się śmiać i zapytał mnie co ja opowiadam. Powiedział, że pierwszy raz słyszy takie coś, i że takie badanie można wykonać w każdej chwili. Więc ponownie zapytałam, dlaczego taką informację przekazał mi chirurg z oddziału, który ok. godziny wcześniej mnie badał.
Wszyscy ratownicy wraz z lekarzem po słowach swojego kolegi popatrzyli na niego z oburzeniem, a on zmieszany nie wiedział co powiedzieć, delikatnie mówiąc sprzedał swojego przełożonego, że wprowadził mnie w błąd, mówiąc wprost - okłamał mnie.
Lekarz stwierdził, że nie będzie ze mną rozmawiał i uciekł od nas, ja niestety nie byłam w stanie go gonić, ponieważ cały czas odczuwałam bóle, krzyknęłam tylko, że chcę wypis z zaznaczeniem, że nie wykona mi USG, bo nie ma takiej potrzeby.
Wyszłam na korytarz i to co tam się działo, to była istna parodia. Na wypis czekałam kolejne 1.5 h. Do sprawy włączyła się pielęgniarka, która stwierdziła, że miałam konsultację ginekologiczną, na której lekarz nic nie znalazł, dlatego poproszono mnie na obserwację na oddział chirurgiczny. Była wzburzona, że proszę o najprostsze badanie USG. Zapytałam jej czy była ze mną na konsultacji i czy wie co powiedział lekarz i co lekarz wpisał w kartę informacyjną, a napisał że zaleca mi badanie USG jamy brzusznej, kobieta nie wiedziała co mi odpowiedzieć więc z oburzeniem zapytała dlaczego nie poszłam do lekarza rodzinnego rano, a ja przyjechałam właśnie ze skierowaniem od lekarza rodzinnego, u którego byłam wcześniej w celu wykonania badań, ze względu na to, że on w Chojnowie, w przychodni nie mógł mi wykonać żadnego badania przyjechałam do szpitala.
Kobieta zmieszana zamilkła i poszła. W sprawę wmieszał się ochroniarz, który chciał nas wyrzucić ze szpitala, będąc jego pacjentką niestety nie mógł nic zrobić. :/
Lekarz prowadzący przy oddawaniu mi karty informacyjnej, nie chciał udzielić mi żadnej informacji uciekając przede mną.
Wyszłam ze szpitala ok. godziny 2:30 ledwo żyjąc po tym całym cyrku.
Lekarz stwierdził, że nie będę mu mówiła, co ma wpisać w kartę (Badanie USG), ale napisał :
'' Oświadczyła, że nie podpisze oświadczenia o wypisie na własne żądanie.''
Jak miałam je podpisać skoro tego oświadczenia nawet nie widziałam na oczy?
Kontynuując stwierdził :
'' Pacjentka agresywna, podnosząca głos, niestosująca się do próśb personelu, zakłócająca porządek oddziału, poproszono o interwencję ochronę.”
Niestety na jego szczęście nie miałam siły wydrapać mu oczu, podnosiłam głos bo niestety lekarz mi uciekał, więc musiałam go wołać.
Nie wiem w którym momencie nie stosowałam się do próśb personelu, chyba wtedy kiedy kazali mi wyjść z oddziału, a ja prosiłam o zawołanie lekarza, bo źle się czuje i chce z nim porozmawiać.
Zakłóciłam porządek oddziału chyba wtedy, kiedy lekarz nie potrafił mi wytłumaczyć co się dzieje nie chcąc ze mną w ogóle rozmawiać.
awet kobieta siedząca obok mnie na korytarzu, stwierdziła, że lekarz powinien wziąć mnie do gabinetu i ze mną porozmawiać, a nie sprzedawać mi informację przy wszystkich oczekujących na przyjęcie.
Totalna paranoja.
Dodatkowo co jest kontrowersyjną sprawą, co w ogóle nie powinno się dziać w szpitalu to to, że w karcie informacyjnej nie zaznaczono mi tego, że podano mi kroplówkę – lek Nexium, jest to lek na wrzody i refluks żołądka gdzie nie skarżyłam się nawet na nic takiego.
Ponoć zbadano mi temperaturę ciała, niestety nie wiem kiedy, chyba nie byłam tego świadoma, bo nie przypominam sobie, żeby miała termometr w ręku oraz nie napisano, że skarżyłam się od początku na ból w dolnej części pleców..
Wychodzi na to, że idąc do szpitala musisz mieć świadomość, że lekarz może wpisać wszystko co mu się podoba, a Ty nie masz nic do powiedzenia, a Twoje prośby czy żądania są bez znaczenia.
Od
siedmiu lat choruję na stwardnienie rozsiane, jestem młodą i świadomą osobą, która niechętnie chodzi do szpitala czy lekarzy.
Pojawiając się na drugi dzień u swojego lekarza rodzinnego, po przeczytaniu karty informacyjnej ze szpitala, lekarz zaczął się śmiać, że jeszcze nigdy się nie zdarzyło, żebym go pobiła, czy w jakimś stopniu była wobec niego agresywna. 😂
On wiedząc, że z byle powodu nie chodzę po lekarzach, nie podejrzewałby, że symuluję i z chęcią pojechałam do szpitala się przejechać.
Mam po dziurki w nosie przez tyle lat chodzenia po szpitalach, lekarzach i naprawdę mam co robić z życiem niż tylko użalać się nad sobą i szukać sobie chorób,
już jedną mam do końca życia i mi wystarczy.
Lekarze kompletnie nie są przystosowani do pracy z pacjentem, źle trafili, bo jako osoba chora miałam już do czynienia z wieloma sytuacjami i zachowaniami lekarzy, które nie są do pochwalenia. Jednak to co się wydarzyło tego dnia przeszło moje wyobrażenia i uważam, że film pt. „Botoks” przedstawia idealnie wydarzenia, które się dzieją w Legnickim Szpitalu.
Tak dla ciekawostki, wtedy kiedy czekałam na wypis, ta sama pielęgniarka, która stała nade mną nie wiadomo w jakim celu zamiast zająć się swoją pracą, przeglądała sobie portale modowe.
Bardzo dużo osób boi się wypowiedzieć głośno o tym co nas spotyka, dużo się mówi chociażby na grupach SM'u. Traktowanie pacjenta przechodzi ludzkie pojęcie. Gdyby nie kłamstwa, które spotkały mnie w szpitalu, pewnie nie mówiłabym o tym otwarcie.
Chociaż miałam zapewniony spektakularny występ. Przez 10 godzin czułam się jak w cyrku.
Ratownicy tam pracujący są wykończeni, oczy mają jak 5 złotych, wyglądają jak po używkach, sama byłam świadkiem jak ratownik rozmawia z pielęgniarką, że zaczyna trzy doby pod rząd swojej pracy, w tym i inny szpitalu. Współczuję im, bo mają naprawdę ciężką pracę, ale każdy z nas jest człowiekiem i myślę, że każdemu należy się jakiś odpoczynek, szczególnie jak taki Ratownik ma komuś uratować życie, a nie kogoś jeszcze zabić.
Ciekawostka o moim doktorze prowadzącym :
Mając na profilu facebookowym motto „dzień dobry wszyscy umrzemy” ustawione na zdjęcie w tle to mówi samo za siebie. Nie ma się czego dziwić dlaczego tak są traktowani pacjenci, jeżeli lekarz tak reprezentuje swoją osobę.
Po wizycie u lekarza rodzinnego, wzięłam lek przeciwzapalny i przeciwbólowy oraz leki na nerki i dziś po dwóch dniach po wizycie w szpitalu, a tygodniowym przeszywającym bólu pleców w okolicach nerek i brzucha oraz gorączce czuję się o niebo lepiej.
Czekam na dalsze badania i diagnostykę.
W dalszym ciągu nie wiem od czego zaczął się stan zapalny, chociaż śmiem twierdzić, że od nerek, bo po lekach typowo na nerki czuję się lepiej.
Jestem wyrozumiała nawet jeżeli chodzi o czas oczekiwania w szpitalu, bo rozumiem, że są różne nagłe przypadki, trzeba uratować komuś życie itp. Ale nie rozumiem zachowania pseudolekarzy, którzy traktują człowieka jak umysłowo chorego, ja wprost mówię lekarzowi co mnie boli, a on szuka przyczyny w innych miejscach nie zważając na moje uwagi.
Jakby mi chciał zrobić na złość, tylko nie rozumiem z jakiego powodu.
Człowiek się stara, utrzymuje zdrowy styl życia, motywuje innych, że nie wolno się poddawać, trzeba walczyć z przeciwnościami losu, ale czasami podcinają nam skrzydła właśnie ci, którzy powinni nam w nagłych przypadkach pomóc.
Aktualnie proszę nie pytać o całą sytuację, przedstawiłam wszystko tak jak było, mam nagrania, które przedstawiają właśnie zachowanie lekarzy, mój chłopak był świadkiem całej sytuacji. Przez to wszystko niestety nie jestem w stanie się ogarnąć i swoje muszę odchorować oraz psychicznie odbudować.
Tyle.